Jadę.
To znaczy CHCĘ. Bardzo. I jeśli wszystko wypali, koło września będę w NYC. Nie, jeszcze nie zaczęłam załatwiać spraw związanych z agencją, gdyż pierwsze, co musi wypalić, to prawko. Dlatego też dzisiaj o godzinie 17:00 mam spotkanie organizacyjne i od marca zaczynam wykłady. Już dawno się nie stresowałam, więc czas na wyrzut adrenaliny. Nie wyobrażam sobie siebie za kółkiem, ale to nic. Mus to mus.
Twardo oszczędzam kasę, aby na wszystko starczyło.
Pracę skończyłam, gdyż doszło mi właśnie prawko, niedługo matury, muszę się zająć nauką jednak mimo wszystko.
Jak na razie totalnie jaram się sytuacją Tynki (wyjscieeawaryjnee), której zostało tylko podpisanie umowy. Ach ach, pamiętam, jak o tym marzyłyśmy, a teraz to się dzieje. Koniecznie muszę kupić jakiś gruby zeszyt.
Od czasów marzeń, plany się wielokrotnie zmieniały, aczkolwiek ja wróciłam do punktu wyjścia. Prawie. Przebrnęłam przez Camp America do Au Pair in America (wtedy nastąpiła kulminacja mojego podekscytowania), aż do Au Pair w Anglii poprzez agencję, później szukanie na własną rękę, wyczekiwanie cudownych matchów, aż w końcu dobrnęłam do momentu, w którym stwierdziłam, że do Anglii wrócę zawsze, a nie mogę być pewna, jak moje życie potoczy się dalej. Jeśli będę odkładać wyjazd do Stanów - nigdy tam nie wyjadę.
Ale spoko, całą historię opowiem Wam kiedy indziej. :)
Oto, proszę Państwa, Knurów, stolica mody, PSIEJ mody, niczym w Mediolanie.
Kocham tego mojego głuptasa, wszystko da ze sobą zrobić. :*
Mam nadzieję, że zauważyłyście to melancholijne zamyślenie na pierwszym zdjęciu. Model. <3
A tutaj, co u mnie :
1. Typowy zestaw chorowitka pospolitego. Tak, jestem chora, do jasnej ciasnej.
2. Pilne przygotowania do maturki, hihi.
3. Pati ma nowe oczy ! o.o
Że tak powiem, zbieram itemy do Stanów. Zaczynam powolutku kupować to, co będzie mi potrzebne. Jak na razie na koncie mam właśnie okulary i torebkę. Nie mogę się doczekać tych końcowych dużych zakupów.
Trzymam kciuki za wszystkie operki, które już wyjechały, które wypełniają aplikację i które nadal myślą. Buziaki ;*
* * *
PS Zapomniałam powiedzieć o bardzo osobliwej sytuacji, która mnie spotkała ostatnio. Po pracy w niedzielę, standardowo poszłam do kościoła. Przed drzwiami klęczał pan z wystawioną czapką. Pochylona głowa, niechlujny ubiór, wiadomo. Nie miałam pojęcia, czy to pijak czy człowiek chory czy po prostu biedny. Zajrzałam do portfela, miałam tylko całe 5 zł. Ostatnia moja kasa. Biłam się z myślami "Kurczę, gdybym miała 1 zł lub 2 zł ale tak całą piątkę?". Ale bijące serce, łzy w oczach i współczucie wygrały we mnie - wrzuciłam. Pan oczywiście dziękował, co wywołało u mnie potok łez przy samym wejściu. Po godzinie już nie pamiętałam, że w ogóle miałam tą piątkę przy sobie.
Następnego dnia przyszła mi wypłata. Miałam dostać 230 zł - na koncie było 240.
Ci, którzy mnie znają, wiedzą, co sobie pomyślałam :)